Jacek Braciak gościem Kozzi Film Festiwal. Rola Kościuszki w filmie Kos
– Trzeba pamiętać, że to był człowiek, który walczył o akceptację mniejszości narodowych, równouprawnienie. Walczył z rasizmem. To jest awangarda. Stawał w obronie chłopów. Dzisiaj się to wydaje takie popularne politycznie, ale wtedy, 200 lat temu? – mówił Jacek Braciak o Tadeuszu Kościuszce, które zagrał w filmie Kos w reżyserii Pawła Maślony.
– To był dowódca, który musiał wprząść do swoich działań zdrowy rozsądek, nie brawurę. Bardzo cenił ludzkie życie, z związku z tym nie podejmował ryzykownych działań – wyjaśniał aktor to, dlaczego Kościuszko w tym filmie jest taki, a nie inny.
Jacek Braciak urodziny w Drezdenku
W czasie przewidzianym na pytania od publiczności, o miejsce i dzień urodzenia celowo zapytała aktora Zofia Banaszak, prezes Zielonogórskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Okazało się, że oboje urodzili się 12 maja w Drezdenku, tylko w innym roku.
– Urodziłem się w niedzielę, nie wiem, czy to jest kwestia 12 maja, czy niedzieli, ale uważam, się za człowieka w czepku urodzonego. Jestem szczęściarzem – przyznał aktor. Odpowiedział też na pytanie, dlaczego wybrał Technikum Mechaniczne w Drezdenku. - Bo tam wszyscy fajni chłopacy chodzili. Był internat, w którym była ciepła woda. Z kolegami się mieszkało. Dlatego tam poszedłem. Potem okazało się, że muszę piłować bloki silnika ciągnika Ursusa C330. Ale byłem lubiany, więc koledzy piłowali – opowiadał o szkole.
Jacek Braciak. Powrót do Lubuskiego
Rozmowę z aktorem prowadziła Magdalena Faron, która pytała m.in. o to, jak zaczęło się aktorstwo Braciaka i o rolę w tym dziadka aktora.
– Wszyscy, jak tutaj siedzimy staraliśmy się uciec od rzeczywistości. Panie były księżniczkami w za dużych butach mamy, a panowie byli strażakami. Wszyscy to robiliśmy. Tylko niestety przy mojej niedojrzałości to mi się przeniosło na życie dorosłe. Pomyślałem, że ucieknę z tego Rzekcina, a było z czego uciekać. Była woda ze studni, kompletnie brązowa, ani pić, ani prać. Pomyślałem, że to zrobię – opowiadał o dzieciństwie. – A rzeczywiście u zarania aktorstwa było lenistwo dziadka, który, jak się miał mną opiekować, to dawał mi książki. Pytałem, co to za litera, jedna, druga i nauczyłem się czytać w wieku niespełna pięciu lat. W tych książkach znalazłem coś innego niż Rzekcin, zobaczyłem jak wspaniale ludzie żyją. To mnie oderwało od tego. Nie chciałem być w czymś, do czego teraz wracam. Zwierzę się państwu, że miesiąc temu obok Rzekcina, w Żółwinie, gdzie mieszkali moi dziadkowie, kupiłem dom. Chcę tu wrócić. Nie do Warszawy, tu – przyznał Jacek Braciak.
Przekonanie o znaczeniu miejsca urodzenia przyszło po latach.
– Żeby być akceptowany powolutku rezygnowałem z Rzekcina, zapierałem się go. Chciałem być kimś innym – opowiadał. – Całe szczęście, że z tego zrezygnowałem. Okazało się, że to, co mam, to, co się państwu może czasem podobać, to, co jest w moim prywatnym życiu cenne, to jest właśnie to z Rzekcina. Ale trzeba było zatoczyć koło i zrobiłem to.
Jacek Braciak. Aktorstwo prosty zawód
Podczas spotkania Jacek Braciak mówił też o aktorstwie. – Ten zawód jest bardzo prosty. Wręcz powiedziałbym prymitywny. Jak słyszę, że jesteśmy artystami, to mi się śmiać chce. Nie ma nic prostszego. Czegoś się człowiek nauczył, coś przeżył i gra. Są idioci, którzy mają taką łatwość grania, a tam nie ma nic, 3 IQ, a wszyscy mówią: „Boże, jakie to głębokie, jakie to wielkie”. A skąd! Jeszcze im za to płacą i mnie. Naprawdę nie ma w tym żadnej głębi. Takie jest moje zdanie. Jeśli kogo zawiodłem, przepraszam – mówił Jacek Braciak. Ale w innym momencie rozmowy przyznał, że dobre aktorstwo postrzega, jako niejednoznaczność, która zostaje w widzach w postaci przemyśleń danej roli.
Aktor zdradził też, że nie analizuje całej otoczki historycznej, różnych kontekstów, które można by powiązać z historią, którą opowiada dany film i nie czyta wszystkich książek które ukazały się na podejmowany temat. Podkreślił, że tego w filmie nie ma, więc nie jest to potrzebne.
Aktor przyznał też, że sprzeciwia się postrzeganiu polskich aktorów, jako swego rodzaju dubli amerykańskich aktorów, np. Zakościelnego, o którym mówi się polski Brat Pit. – Zakościelny to Zakościelny, a Brad Pit to Brad Pit – tłumaczył.
Jacek Braciak przyznał też, że nigdy nie lubił bankietów, ścianek i całego wielkiego świata, co mogło sprawić, że zaistniał szerzej w filmie dość późno. Ale chwali to sobie, bo wie, że gdyby zaczęło się wcześniej, to wtedy jeszcze nic nie umiał.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?