Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jurek Owsiak: "Ja się nadaję tylko do prowadzenia Woodstocku" [ROZMOWA NaM]

Piotr Wróblewski
Jurek Owsiak: "Ja się nadaję tylko do prowadzenia Woodstocku" [ROZMOWA NaM]
Jurek Owsiak: "Ja się nadaję tylko do prowadzenia Woodstocku" [ROZMOWA NaM] Mariusz Kapala
Zbliża się 21. Przystanek Woodstock. Jurek Owsiak w rozmowie z portalem Nasze Miasto zdradził, skąd wziął się pomysł na ten festiwal, jak czuje się wychodząc na scenę oraz czym różni się Syrena pick-up od tuningowanego Volkswagena "ogórka".

Piotr Wróblewski: Woodstock różni się od innych festiwali. Pierwsi fani przejeżdżają tu na miesiąc przed rozpoczęciem imprezy. Ostatni wyjeżdżają długo po wszystkich koncertach. Skąd według ciebie bierze się niepowtarzalna atmosfera tego festiwalu?
Jurek Owsiak: Ludzie czują klimat Przystanku Woodstock. To zasługa otwartej przestrzeni, która różni nas od innych ogrodzonych festiwali. Tutaj ludzie mogą zobaczyć jak wszystko jest budowane. Na to można patrzeć, gapić przez całe dnie, jak na ulicę w Paryżu. Możemy sobie przyjechać, rozstawić namiot i razem z przyjaciółmi patrzeć, jak to wszystko rośnie. Ludzie widzą, jak ta topografia się zmienia.

Różnica jest też taka, że Woodstock od początku tworzą nie tylko organizatorzy, ale wszyscy uczestnicy
Od początku wyraźnie mówiliśmy, że ten festiwal jest naszym wspólnym dziełem. My musimy go stworzyć od strony technologicznej, logistycznej i finansowej, ale głośno pytamy co wam się podoba, co was kręci, jakiej muzyki chcielibyście posłuchać. Wiele osób koresponduje z nami. Stworzyliśmy społeczność woodstockową, która funkcjonuje przez cały rok. To wy budujecie klimat, wy budujecie design i koloryt tego festiwalu. Jeżeli tego nie upilnujecie, jeżeli dacie sobie wejść na głowę tym, którzy chcą ten festiwal zburzyć, to go nie będzie. My nie zarabiamy na nim. Robimy coś, co nam się szalenie podoba i się w tym dobrze czujemy. Wzajemna interakcja jest kwintesencją festiwalu. My coś mówimy ze sceny, ludzie nas słuchają, a my słuchamy ludzi. To powoduje, że fani są z nami przez cały rok.

To znaczy, że uczestnicy czują się odpowiedzialni za festiwal?
Większość ludzi już wie jaki ma być klimat i mówi innym jak się tu poruszać. Gdy ktoś wejdzie z butelką, inni mówią: hej, nie możesz być tutaj ze szklaną butelką, bo regulamin tego zabrania. To samo powie mu Pokojowy Patrol i dodatkowo przeleje ten płyn do czegoś innego. Zazwyczaj wchodząc na festiwal spotykamy się ze zdecydowanymi ruchami. Tutaj ludzie czują, że są gospodarzami. To się opiera na ogromnym zaufaniu. Nie musimy pilnować Akademii Sztuk Przepięknych. My mówimy, że to strefa specjalna i ludzie wiedzą, dbają, żeby to było czyste miejsce. Tam się nie spożywa piwa i nie pali papierosów.

Jeden z pierwszych uczestników przyjechał do Kostrzyna już na początku lipca i powiedział, że to jego 21. edycja festiwalu. To fenomen
Ludzie chcą tu być, umawiają się w tym miejscu. Mówią sobie: raz w roku jesteśmy razem i przybijamy sobie piątkę. Patrzcie urośliśmy, mamy dłuższe brody, starsze dzieci - super, że jesteśmy. Przez te kilka dni tworzymy takie mikroświaty, które utrzymują porządek na festiwalu.

W tym roku pojawi się po raz kolejny kilkaset tysięcy fanów. Jak utrzymać porządek na tak wielkim terenie?
Porządek utrzymuje się dzięki ludziom. Pokojowy Patrol na pewno nie poradziłby sobie sam, nawet gdyby liczył 5 tys. osób. Starsi Woodstockowicze potrafią super pomóc. Oni w miły, serdeczny, prawie rodzicielski sposób potrafią zwrócić nastolatkom uwagę.

Dlatego niezależnie od wieku warto tu przyjechać
Woodstock na szczęście zyskał legendę miłego miejsca pobytu. Bardzo dużo ludzi jeździ tam tylko dlatego, żeby przez kilka dni być razem. Wiedzą, że przez ten czas nie czeka na nich żadna spina. Woodstock powoduje, że nie ma spin. Ludzie rozładowują napięcie pomiędzy sobą w pięć minut, a poza tym to, co usłyszą, zobaczą, przechodzi ich najśmielsze oczekiwania. Potem mówią: warto było jechać, bo spotkałem przyjaciół, wysłuchałem dobrej muzyki. Zadbaliście o nas duchowo i fizyczne.

Powiedziałeś, że to ludzie budują ten festiwal, ale trzeba było to wszystko rozpocząć. Pamiętasz pomysł i motywację do tego, żeby zrobić 1. edycją Przystanku Woodstock?
W środę, gdy festiwal buzuje i wszystko jest już gotowe, na telebimach puszczamy reportaż filmowy. Od dwóch lat pokazywaliśmy making of - festiwal od strony organizatorów. W tym roku puszczamy dokument pt. "Misja". On mówi o naszym wyjeździe na amerykański festiwal Woodstock w 1994 roku. Wtedy Michael Lang, który robił kultowy festiwal w 1969, zrobił remake z gwiazdami ówczesnej muzyki amerykańskiej. Byli m. in. Red Hot Chilli Peppers, Metallica, Santana czy Green Day. To był komercyjny festiwal. Ludzie kupili bilety i obejrzeli wydarzenie pod hasłem "Woodstock po 25 latach". Trafiło tam aż 400 tys. osób. Ja wtedy sprzedałem samochód i za te pieniądze razem z moimi przyjaciółmi, operatorami kamer, pojechałem do Stanów obejrzeć legendarny festiwal, na którym się wychowałem. Postanowiliśmy zrobić dokument o tym zdarzeniu. Było nas pięć osób, wszystko musieliśmy obsłużyć sami. W międzyczasie namówiłem telewizję, żeby zamówiła u mnie reportaż.

Jak wyglądał amerykański Woodstock?
Byliśmy tam 5 dni. Przyjechaliśmy jeszcze przed rozpoczęciem festiwalu i wyjechaliśmy jako ostatni, dzień po zakończeniu. Ludzie się świetnie bawili, ale w pewnym momencie spadł okropny deszcz i zaczął się armagedon. Wszystko tonęło w błocie. Jeden dzień to była totalna kąpiel w bagnie. Nie można było iść, nie można było nic robić. Wszędzie było straszne błoto. Jednak wszyscy wytrzymali i rock'n'roll się obronił.

A jak zakończyła się sprawa z reportażem?
Zrobiliśmy półtorej godzinny reportaż, który przemknął gdzieś w telewizji. Miałem jednak jeszcze 30 godzin nagrań. Z tego stworzyłem dokument i na projekcję zaprosiłem współtowarzyszy mojej podróży. Wyciągnęliśmy wszystkie zdjęcia i wspominaliśmy, że kamery były ciężkie, że padaliśmy na ryja, ale było warto.

Wtedy przyszedł pomysł, żeby zrobić coś takiego w kraju?
W pewnym momencie wracając samolotem do Polski stwierdziłem: zróbmy taki festiwal u nas. Wszyscy byli przerażeni. Mówili: Jurek, widziałeś ile tam jest telefonów, jakie tam były tracki, jakie sceny, nagłośnienie. To przekracza nasze możliwości. Wtedy, w Nowym Jorku, dowiedzieliśmy się, że Jarocin 1994 przez zamieszki, różne problemy, zabił się własną pięścią. Musieliśmy spróbować. Już rok później w 1995 roku zrobiliśmy pierwszy festiwal w Czymanowie nad jeziorem Żarnowieckim. Kosztował około 100 tys. zł, a dzisiaj mamy ok. 4 mln zł budżetu. Między tamtym festiwalem a dzisiejszym jest ogromna różnica. To tak jakby przesiąść się z Syreny pick-up do pięknego tuningowanego Volkswagena „ogórka” z amerykańskim silnikiem pod maską.

Zobacz też: Tego nie wiecie o Przystanku Woodstock [GALERIA]

I przez te wszystkie lata nie przyszło zwątpienie? Że może nie warto już poświęcać tyle pracy?
Mamy niesamowite przekonanie, że to co robimy jest ważne, istotne, daje ludziom kupę zadowolenia. Robimy festiwal, który nas cieszy. Nie zmieniamy swojej ekipy, cały czas robimy to w swoim gronie. W międzyczasie oczywiście przybyły impulsy, pojawił się sponsor. Teraz tworzymy festiwal, który zdobył uznanie na konferencji światowego przemysłu muzycznego w Los Angeles. Im się spodobała nasza szczerość, zabawa. Genezą jest jednak to, co siedzi w tobie. Wychowałem się na rock'n'rollu, dlatego nie ma dla mnie nic piękniejszego niż realizować swoje marzenia.

Dwa lata temu szefowie amerykańskich festiwali przyjechali do nas i byli zachwyceni wszystkim, a przede wszystkim atmosferą. Nagłośnienie wynajmiesz, scenę też, ale atmosferę musisz zbudować. To musi wyjść z pasji. Nie wynajmujemy firmy, która organizuje ten festiwal. Wszystko robimy my. To jest nasz autorski pomysł.

Jak się czujesz, gdy wychodzisz na woodstockową scenę i widzisz tych wszystkich ludzi, którzy na ciebie czekają?
Ja w swoim życiu odwiedziłem bardzo dużo festiwali. Większość z nich ma takich prowadzących „no namów”. Kończy grać jedna kapela, a na innej scenie zaczyna grać druga. Organizator odzywa się tylko, gdy coś się dzieje. Tutaj od początku ludzie wiedzieli, że ja wychodzę i przez cały festiwal ze sobą gadamy. Początek był trudny. Musieliśmy przewalczyć pewne nawyki rock'n'rollowców. Uczyliśmy, żeby nie pokazywali palca, że artyści są najważniejsi. Od początku mówiliśmy także, żeby na trzeźwo przeżywać ten festiwal.

Ja też łażę po festiwalu, patrzę, rozmawiam. Nie raz wychodzę przed scenę, słucham i ludzie mnie zauważają, pytają się: kurczę, Jurek, co tu robisz? To mówię, że stoję tak jak ty i słucham, chcę sprawdzić czy jest dobry dźwięk. Chociaż nie jestem bratem łata. Potrafię być upierdliwy dla tych co psują porządek. Nie popuszczę, gdy ktoś zaczyna robić coś z narkotykami czy zachowywać się nie w porządku. Mam w sobie wiarę, że ludzie, którzy przyjeżdżają akceptują to, co robimy. To pomaga mi w stresie. Trema jednak zawsze jest. Myślę sobie tak: wyjdę na scenie, a może ktoś tam będzie przeciwny wszystkiemu, bo festiwal mu się nie podoba. Zastanawiam się, czy mam go zauważyć, coś mu powiedzieć? Jednak gdy wychodzę i wszyscy są radośni, biją brawo, to jest wspaniale! Ta akceptacja daje mi nieprawdopodobną siłę. To mnie różni od profesjonalnego konferansjera. Ja się nadaję tylko do prowadzenia Woodstocku. Gdyby mnie ktoś poprosił, żeby poprowadził np. Opole to bym odmówił. Nie potrafiłbym.

Ale Woodstock z twojej perspektywy to nie tylko zabawa, a przede wszystkim obowiązki
Kiedy rusza Festiwal przez 24 godziny na dobę czuwam nad wszystkim. Jestem gościem, który jak coś się dzieje, musi razem z profesjonalnymi służbami zastanowić się, co dalej zrobić. W związku z tym mam gdzieś w tyle głowy to, że czuwam nad tym przedsięwzięciem. Wszyscy się świetnie bawią, ale my przyglądamy się rzeczom, które są nie fajne. Na szczęście ludzie bardzo nam pomagają. Staramy się też normalnie funkcjonować w tym tłumie. Dziękować im, rozmawiać. Gdybym nie czuł z nimi jakiegoś związku, szybko bym się z tego wycofał.

Pojawiają się czasem zaskakujący goście?
Przyjeżdżają nawet oficjalne. Zaskakują nas tym, bo my nie zapraszamy polityków. Oni sami przyjeżdżają. Incognito. To bardzo ważni ludzie z regionu, z Warszawy. Nawet politycy zwaśnionych ugrupowań. Rok temu przez pole przeszedł się główny szef policji. Nie miał uwag, był bardzo zadowolony. To samo mówi także Sanepid, który sprawdzał nawet piasek w piaskownicy na Toi-Campie!

Przyjeżdżają także fani z zagranicy.
Przyjeżdża 100 tys. obcokrajowców, głownie Niemcy. Oni często mają o nas opinię opartą na pewnych stereotypach, a na festiwalu widzą świetną organizację, klimat i coś czego nie mają – luz. U nas można z plecaczkiem i napojem w puszce stanąć pod samą sceną, rozejrzeć się i przejść dalej. Dbajcie o to, żeby tego nie zniszczyć.

Masz jakieś rady dla uczestników?
Rada jest prosta. Powiedz rodzicom, że jedziesz na Woodstock. Poza tym, przeżyj to jak najbardziej na trzeźwo. Nawet jak masz 18 lat i możesz napić się piwa, bo tylko ten napój jest dopuszczony, potraktuj to tylko jako ugaszenie pragnienia. Pamiętaj, że nigdy nie zdarzy się żeby do twojego miasta przyjechało tylu artystów i pozytywnych ludzi. W sumie mamy ponad 600 wydarzeń. Warto więc wstać rano i iść o godz. 7 na jogę. Dobrze przygotuj się do samego wyjazdu. Warto mieć dwie pary butów. Weźcie ze sobą podstawowe lekarstwa, a jeśli bierzesz ważne dla Twojego zdrowia leki, jak insulina, nasz szpital ma lodówki, gdzie można je przechować. Zabierzcie też numer PESEL, bo jeżeli skorzystacie np. ze szpitala, to dla służb będzie to niezwykle pomocne. Pilnujcie swoich rzeczy. Zróbcie tak, żeby w towarzystwie ktoś zawsze pilnował namiotów. Niestety, czasem zdarzają się kradzieże, szczególnie w tylnych rzędach. Zmniejszamy to, ale ciągle nie możemy nic na to poradzić. Jak coś zgubicie, nim pójdziecie na policję, idźcie do biura rzeczy znalezionych. I dzwońcie do domu! Bawimy się i ładujemy akumulator na zimowy finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Tak będzie do końca świata i jeden dzień dłużej!

Zobacz też: PRZYSTANEK WOODSTOCK 2015: lineup, program, dojazd z Warszawy do Kostrzyna

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na mazowieckie.naszemiasto.pl Nasze Miasto